Z wyspy Tierra del Fuego wyjeżdżałem trzy razy. Za pierwszym razem zatrzymała mnie kobieta. Później pojawiła się szansa popłynięcia na Antarktydę i postanowiłem zostać dłużej. W Internecie istnieje pewna strona o nazwie findacrew.net gdzie ogłaszają się właściciele żaglówek i statków, którzy potrzebują osób do pomocy. Znalazłem swoją łódkę płynącą na Antarktydę. Moje marzenie było na wyciągniecie ręki. Skontaktowałem się z kapitanem, że jestem zainteresowany podróżą. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, choć termin był odległy, bo mieliśmy wypłynąć na Antarktydę za trzy miesiące to dla mnie nie miało to znaczenia. Właściciel cały czas był niezdecydowany czy zostanę członkiem załogi, twierdził, że dużo osób pyta o ten rejs i priorytetem dla niego jest osoba z doświadczeniem i silna fizycznie. Pływam po mazurach od kilku lat i czuje się pewnie za sterem, nigdy nie żeglowałem po oceanie, więc dałem mu do zrozumienia, że mam doświadczenie, ale nie duże. Siłę postanowiłem zrobić i zapisałem się na siłownię. Richard, bo tak się nazywa właściciel łódki odpisał, że spełniam jego oczekiwania i prawdopodobnie zostanę członkiem załogi, ale potrzebuje więcej czasu na zastanowienie się. Wszystko układało się po mojej myśli znalazłem pracę i planowałem za zarobione pieniądze kupić sztormiak (ubranie na żagle). Po trzech tygodniach otrzymałem wiadomość, że na 90% jestem w ekipie, więc było to dla mnie oczywiste, że za kilka tygodni wypłynę na najbardziej tajemniczy kontynent świata.  Systematycznie chodziłem na siłownię. Siła moich mięśni wzrastała w szybkim tempie. Osoby, które mnie dobrze znają wiedzą, że nienawidzę tego rodzaju sportu, ale czego się nie robi dla marzeń. Praca, którą wykonywałem strasznie mnie męczyła. Harówka na nocne zmiany przez sześć dni w tygodniu do tego siłownia i brak snu wysysały całą moją energię. W wolnych chwilach robiłem sobie drzemki albo szukałem ciuchów na żagle. Mimo trudnego okresu cały czas byłem skoncentrowany na celu. Dostałem kolejnego meila od Richarda „ Michał przepraszam, ale nie mogę Ci powiedzieć teraz czy płyniesz na Antarktydę, bo cały czas się wiele rzeczy zmienia” Moje szanse na popłynięcie spadły. Robiłem swoje i czekałem na rozwój wydarzeń. Między czasie wymienialiśmy korespondencję z Richardem na temat dalszej trasy. Planował on później płynąć do południowej Afryki i dalej na wschód, czyli Australia i Nowa Zelandia. Dla mnie Ameryka Południowa jest priorytetem, ale w podróży to tak jak na żaglach zmierzasz tam gdzie wiatr zawieje. Ostatnią wiadomość, jaką otrzymałem od Richarda to, że końcem listopada da mi ostateczną odpowiedz. Czekałem z nadzieją, że uda się zrealizować moje marzenie. Nic nie odpisał. Ne wiedziałem, co się dzieje, myślałem, że może ma problem z inetrentem, bo cały czas był w trasie i korzystał z połączenia satelitarnego. Ostatniego listopada zakończyłem pracę, pożegnałem się z przyjaciółmi i udałem się do miasta o nazwie Ushuaia (Fin del Mundo w tłumaczeniu koniec świata) jest to miejsce najbardziej wysunięte na południe Ameryki Południowej. W porcie zobaczyłem łódkę Richarda, wiedziałem, że prawdopodobnie nici z rejsu, ale chciałem to usłyszeć. Interesowała mnie tylko odpowiedz tak lub nie. Widziałem dyskomfort na jego twarzy i niezręczność w momencie, gdy mówił, że całkowicie zapomniał o mnie. Jego odpowiedz była negatywna. Wszystko prysło, a energia moja całkowicie spadła. Ostatkiem sił udałem się do sąsiedniego portu z nadzieja znalezienia innego statku. Wszystkie żaglówki miały komplet. Postanowiłem zostać na końcu świata przez kilka dni i zwiedzić okolicę. Następnie miałem plan opuścić wyspę i udać się na północ do Buenos Aires. Co jakiś czas przechodziłem obok portu i spędzałem czas na keji (pomost) Raz byłem świadkiem rozmowy gdzie jeden gość opowiadał o swoich podróżach i rejsach. Promieniował pozytywną energią. Opowiedziałem mu moją historię, a on oznajmił, że teraz zaczyna się sezon i dużo żaglówek płynie na Antarktydę jedyne, co muszę zrobić to być cierpliwym i szukać swojego statku. Naładował mnie pozytywną energią i pokazał światło w oddali niczym latarnia morska.  Na drugi dzień pojechałem do parku narodowego na krótki trekking. Był to czas przeznaczony tylko dla mnie gdzie mogłem zastanowić się nad moją dalszą podróżą.

„Każde marzenie wymaga dwóch rzeczy ciągłej pracy i cierpliwość”

 

Michał Szczęśniak
C.D.N.

  • MichalSzczesniak

    Dzięki. Wierzę że dotrwam do końca. Każde marzenie jest możliwe a ja jestem już blisko spełnienia mojego. Pozdrawiam u mnie jest 10 stopni więc trochę cieplej