Będąc na samym południu Ameryki Południowej postanowiłem zostać tu trochę dłużej. Zaplanowałem kilkudniową wyprawę rowerową, aby móc zobaczyć wspaniałe tereny tej części Argentyny. Był to trochę ekstremalny wypad ze względu na to, że jest tu koniec zimy, a warunki nie są najlepsze na taką eskapadę.   Jednak byłem podekscytowany wyczynami naszego rodaka z USA, który przejechał na rowerze z Alaski aż tu: http://michalszczesniak.pl/portfolio/pojechalem-na-wyprawe-rowerowa/Chciałem w podobny sposób zachłysnąć się wolnością. Poczuć wiatr we włosach i poobcować z naturą. Pożyczyłem rower, a na jego ramię przywiązałem namiot i śpiwór. Spakowałem się do małego plecaka i ruszyłem w wyprawę rowerową. Ciężar mojego bagażu na plecach strasznie mi dokuczał, więc umieściłem go na ramie, co spowodowało, że w trakcie pedałowania jedna noga była ułożona w nienaturalny sposób. Wyglądałem jak cowboy na rumaku. Pierwszą noc spędziłem w namiocie (temp. poniżej zera). Warunki nie najlepsze, ale jakoś udało się przetrwać. Z samego rana ruszyłem dalej, wiatr wiał mi prosto w twarz, co znacznie spowolniło moje tempo. Niekomfortowa pozycja mojego ciała irytowała mnie na tyle, że co jakiś czas schodziłem ze swojego rumaka. Zastanawiałem się, po co ja się wybrałem na tą wyprawę rowerową, przychodziły myśli zwątpienia. Starałem się koncentrować na celu i wyznaczałem sobie mniejsze punkty docelowe na przykład jechałem do znaku, a od niego wyznaczałem kolejne elementy strategiczne na drodze. W trakcie wzniesień brakowało mi sił i schodziłem z roweru, prowadząc go nie podawałem się i zmierzałem dalej.  Jeden z kierowców tira, który stał na poboczu zaoferował mi pomoc, że mnie podwiezie. Byłoby to zbyt łatwe i odmówiłem. Nieświadomie spowodował on, że energia mi podskoczyła i pokonałem spory kawałek drogi bez zatrzymywania. Znowu nadszedł kryzys, zrezygnowany bez sił stałem na poboczu. Postanowiłem odpocząć i coś zjeść. Posiłek dodał mi energii. Siły wróciły.  Wzmocniło mnie to na tyle, że przejechałem kilka kilometrów. Nadchodził zmrok i powoli się rozglądałem nad miejscem gdzie mógłbym rozbić namiot. Na myśl o tym, że kolejną noc będę się męczył z zaśnięciem z powodu zimna wprawiała mnie w dyskomfort. Intuicja mi podpowiadała zmierzaj dalej. Trafiłem do miejsca gdzie znajdowało się kilka domów. Mieszkał tam tylko jeden człowiek, który pilnował całego gospodarstwa. Zapytałem o drogę i możliwość rozbicia namiotu. Udostępnił mi jeden z domków, w którym napaliłem w piecu, zagrzałem wodę i przygotowałem kolację. Zostałem tam cztery dni i znalazłem to, czego szukałem. Przestrzeń pozwoliła mi poczuć wolność, poobcować z naturą i pobyć trochę samemu.

Chwil zwątpienia miałem masę i nie dotyczy się to tylko wycieczki rowerowej, ale całej mojej wyprawy. W życiu upadałem wiele razy, za każdym razem się podnosiłem i byłem mocniejszy. Gdy nie miałem siły wstać to sobie dłużej leżałem. Prędzej czy później zawsze wracała moc, aby iść dalej. Każda droga do celu czy to jest podróż życia czy budowanie firmy marzeń czy cokolwiek innego to zawsze towarzyszą momenty zwątpienia. Jest to normalna kolej rzeczy, która uczy, wzmacnia i daje wiarę w siebie.