Uwaga kieszonkowcy to słyszałem od wielu osób, ostrzegali mnie przed tym, że jest ich bardzo dużo w Ameryce Południowej i trzeba uważać. Będąc w Valparaiso miałem okazję osobiście mieć z nimi do czynienia. To miasto znajduje się w środkowej części Chile. Jest to typowe miasto turystyczne położone na wybrzeżu. Słynie z tego, że jest kolebką artystów. Ulice zdobione są malowidłami, a budynki zbudowane są na górzystym terenie, co podkreśla wyjątkowość tego miasta. Kolorowe dachy, wąskie uliczki, strome schody, mroczne zakamarki, woń alkoholu i marihuany. Do tego muzyka i śpiew lokalnych grajków. Idealne miejsce dla kieszonkowców wykorzystujących nieuwagę i poziom upojenia turystów. Jednego wieczoru postanowiłem sprawdzić jak wygląda to miasto na obrzeżach. Oddaliłem się od centrum i stromą drogą zmierzałem na wzgórze. Znałem topografię, a ze szczytu byłem w stanie zobaczyć okolicę i miejsce mojego pobytu. Wyznaczyłem azymut i kierowałem się do centrum. Jednak kolejne wzniesienia i kręta droga znacząco się oddalały od punktu docelowego. Okolica stawała się coraz mniej przyjazna. Co jakiś czas przejeżdżał mikrobus, więc traktowałem to, jako alternatywę w momencie, gdy stwierdzę, że trzeba wracać. Zagłębiając się coraz dalej mijając bezdomne psy, które co jakiś czas szczekały chroniąc swojego terytorium, wiedziałem, że nie jest to najlepsze miejsce na samotne wędrówki. Spytałem jednego z mieszkańców jak daleko jest do centrum oznajmił, że najlepiej zejść w dół, a droga wzgórzem ma dużo serpentyn, przez co czas dotarcia jest stosunkowo długi. Postanowiłem iść dalej i przy następnej ścieżce zejść w niższe partie miasta. Droga zawijała w różnych kierunkach, co jeszcze bardziej podkreślało tajemniczość tego miejsca. Było bardzo ciemno, a w oddali słyszałem szczekanie psów. Miałem przeczucie, że nie jestem w dobrym miejscu. W tym samym momencie z góry nadjeżdżał bus. Nie zastanawiając się długo zatrzymałem go. W środku czułem się bezpiecznie. Wyciągnąłem portfel i dałem kierowcy kilka monet, dziesięć metrów dalej dwóch kolesi zatrzymało autobus. Dyskutowali z kierowcą miałem wrażenie, że się zgubili. Nagle jeden z nich wskoczył do środka i chciał wyrwać mi portfel z ręki. Na szczęście nie udało mu się i uciekł w popłochu. Byłem w wielkim szoku, że coś takiego miało miejsce chciało mi się krzyczeć: uwaga kieszonkowcy, aby ostrzec wszystkich ludziUznałem to za świetną lekcję jednak podobna sytuacja pojawiła się dwa dni później. Ze znajomymi byłem na dyskotece, gdy nad ranem ochroniarze wyprosili wszystkich gości, koleżanka włączyła muzykę w swoim telefonie i zaczęła tańczyć. Dała mi swój telefon i oddała się w wir tańca. Wszyscy dobrze się bawili wspaniała atmosfera, każdy pozytywnie nastawiony. Na to wszystko podchodzi do mnie chłopaczek i próbuje mi wyrwać telefon z ręki. Powtórka z rozgrywki. Chwyciłem mocniej telefon i szybko schowałem go do kieszeni, po tym incydencie koleś spokojnie odchodzi, a ja grożę mu palcem z wyrażeniem gestu, że mi się to nie podobało. Co za absurd, co za kraj, nie mogę tego zrozumieć, że coś takiego mi się przytrafiło. Jest to świetna lekcja ucząca tego, aby być ostrożny w przyszłość uważać na kieszonkowców.

Nieświadomie boje się uraty pieniędzy, bo to prawdopodobnie wiąże się z zakończeniem mojej podróży, dlatego przyciągam takie sytuację. Te incydenty są odbiciem tego, co czuję. Jest to jeden z lęków, który jest we mnie od dłuższego czasu. Moje poczucie bezpieczeństwa uzależnione jest od środków materialnych.  Strach przed utratą pieniędzy jest ogromny, a zmierzyć się z nim jest nie lada wyzwaniem.