Łapiąc stopa w Santiago stałem obok gościa, który wypiekał chleb. Miał bardzo ciekawy sprzęt: metalowy piec na dwóch kółkach o wielkości około jednego metra sześciennego. Przygotowane bochenki wrzucał do środka, a one rosły i nabierały koloru. Wszystko to było opalane drewnem, co dodawało aromatu. Był on znany w tamtym miejscu, bo co chwile zatrzymywał się samochód i kupował chleb albo świeże placki (coś w rodzaju bułki). W tamtym miejscu spędziłem trzy godziny próbując złapać okazję. Bezskutecznie, ale na tyle ciekawie, że poznałem interesującego człowieka. Biznes miał bardzo dochodowy, przez cały dzień sprzedał czterysta placków i około siedemdziesięciu bochenków. Jak to w Polsce się mówi „idą jak świeże bułeczki”. Sam zjadłem kilka z masełkiem, bo co chwila mnie częstował. Pieczywo w Ameryce Południowej różni się od Polskiego. Jakością i ogromnym wyborem przebijamy znaczącą większość krajów świata. Tęsknię za dobrym chlebem. Tego wieczoru nie udało mi się złapać okazji, udałem się na dworzec autobusowy i kupiłem bilet do Valdivi (miasto na południu Chile) W tym mieście miałem zapewniony nocleg u znajomego z Internetu. Los chciał, że trafiłem na kolejnego piekarza. David prowadzi domowy interes. W swojej kuchni piecze chleb, receptura jest bardzo prosta: biała i ciemna mąka, woda, trochę drożdży i różnego rodzaju ziarna. Oprócz chleba w ofercie ma ciasto z owocami i przyprawkę z bakłażana. Wszystko to robi w swojej maleńkiej kuchni, a swoje produkty sprzedaje sąsiadom i znajomym. Nowych klientów pozyskuje za pomocą rekomendacji albo poprzez znany i lubiany serwis społecznościowy FB. Sam organizuje sobie swój czas pracy, a później na rowerze rozwozi towar po okolicy. Wszystko to robi z uśmiechem na twarzy.

Wracając do tematu, chciałem się pochwalić, że miesiąc temu też miałem okazję upiec swój pierwszy chleb w życiu. Okazuje się, że ta czynność jest bardzo prosta, może poza ugniataniem ciasta, które jest mozolne i wymaga dużej wprawy. Dodatkowo trzeba uważać z mąką, żeby nie przesadzić z jej ilością, bo chleb wyjdzie twardy. Po wyrobieniu ciasta zostawia się go w ciemnym miejscu żeby wyrosło. Moje nie chciało ruszyć, byłem załamany, po upływie czterdziestu pięciu minut nawet nie drgnęło. Prawdopodobnie, dlatego, że miałem mało drożdży. Odpuściłem temat i postanowiłem dać mu trochę więcej czasu. Po dwóch godzinach wyrosło i nadawało się do ułożenia na blachę. Cieszyłem się z tego, że udało mi się zrobić pierwszy chleb w życiu. Smakował wyśmienicie i warto było poczekać. Jeśli wykonuje się w życiu rzeczy, co sprawiają satysfakcję to prędzej czy później zaczynamy rosnąć, wystarczy tylko poczekać. Ja włożyłem serce w mój chleb, dlatego wyrósł. Robiłem go nie dla siebie, ale dla mojego gospodarza, który mówił o tym, że chciałby upiec chleb. Jednak nigdy nie mógł znaleźć czasu żeby się za to zabrać.

Rośniesz jak chleb