Pracując w hostelu można spotkać dużo ciekawych osób. Przewijają się tu ludzie z całego świata.  Pewnego dnia przybył chłopak z Południowej Afryki. Od razu mnie to zainteresowało, byłem ciekaw jak się żyje w jego kraju. Okazał się wyluzowanym gościem i szybko złapaliśmy kontakt. Pamiętam jak go oprowadzałem po hostelu pokazując, co gdzie jest. Objaśniałem, że jeśli będzie korzystał z kuchni to jedzenie wkłada do pojemnika i następnie podpisuje swoim imieniem.  Produkuje się jak mogę, a on oznajmia, że nie będzie jadł na mieście.

-Ale jak to? Jesteś miliarderem? Chcesz jeść w restauracjach? Osoby, które korzystają z usług hostelu zazwyczaj wybierają ekonomiczne rozwiązania i jedno z nich jest gotowanie.
-Nie jestem miliarderem, ale jestem już tu ósmy raz i przyjeżdżam tu każdego roku w okresie letnim
– a więc, czym się zajmujesz?
-Pracuje na statku, jako inżynier i przez trzy miesiące pływam na trasie Antarktyda-Ushuaia
-Od razu zapytałem, jaki jest sekret i co trzeba zrobić, aby dostać pracę?
-Odpowiednie kwalifikację i doświadczenie.
-No tak mogłem się domyślić, ale może da się to obejść i zapytałem czy może mnie przedstawić kapitanowi

Nie byłem świadom, jaki jest to statek, ale wiedziałem, że w taki sposób mam większe prawdopodobieństwo załapać się na pokład. Jednostką pływającą, na której pracował Diven okazał się żaglowiec o nazwie Europa. Jak zobaczyłem zdjęcie w Internecie to mi szczęka opadła i wiedziałem, że na tym statku nie będę się nudził. Diven dał mi dobre wskazówki, że najlepiej jak przyjdę na pokład szesnastego stycznia, bo wtedy nie ma turystów i luźno będę mógł pogadać z kapitanem. Byłem trochę niecierpliwy i dzień wcześniej z moim kumplem postanowiłem zawitać na żaglowiec. Wchodzimy do portu głównego i przed samymi bramkami pytam się strażnika czy możemy przejść. Bez biletu nie da rady. Plułem sobie w brodę, że popełniłem taki błąd. To tak jak się wchodzi na dyskotekę, gdy się czaisz to najczęściej selekcjoner Cię nie wpuści, ale gdy wbijasz na pewniaka to otwiera drzwi przed Tobą.Nie traciłem nadziei następnego dnia spróbowałem ponownie. W przejściu stało dwóch strażników.  Zagaduje, że mój kumpel pracuje na statku i chciałem go odwiedzić. Nie da rady jedyna opcja to kolega może wyjść za bramkę. Tłumaczę, że nie mogę się z nim kontaktować i takie tam, ale wszystko na nić. Będzie trudniej niż myślałem piszę wiadomość  do Divena, ale jest poza zasięgiem. Podaję się i odkładam próbę wejścia na potem. Kilka godzin później podobna sytuacja. Szukam innego wejścia i znajduje ogrodzenie, przez które mogę przeskoczyć.  Mam pietra jak cholera, bo strażnicy się kręcą w środku. Obserwuje wszystko dokoła obmyślając plan. Strasznie się boję, wewnętrzny głos mi podpowiada żebym to zrobił. Odpuszczam i przekładam skok na następny dzień.  Wiem, że jutro z rana będę miał ostatnią szansę, gdy przybędą turyści to już nic nie załatwię. Mam dwie możliwości zrobić skok przed pracą o ósmej rano albo po robocie o trzynastej. Wybieram drugą opcje. Kończąc pracę szefowa mnie pyta czy dzisiaj mogę zostać cały dzień. Upss
Nie wiem, co powiedzieć jak to rozwiązać muszę być dziś w porcie. Idziemy na kompromis i dostaję jedną godzinę do dyspozycji. Krótka piłka. Muszę spróbować, bo jest to ostatnia szansa. Po tym odpuszczam poszukiwania statku. Intuicja mnie pcha do przodu słyszę wewnętrzny głos zrób to.  Jestem przy ogrodzeniu w porcie, oglądam się za siebie czy ktoś mnie widzi. Wygląda na to, że droga jest czysta, a później pięćset metrów do przejścia. Serce podchodzi mi do gardła, co jakiś czas zerkam na zegarek. Wiem, że jeśli będę się dłużej zastanawiał to nici z tego. Raz się żyje przeskakuje przez ogrodzenie, następnie otrzepuję się z kurzu, prostuję klatę piersiową i pewnie idę do celu. Jeśli się zatrzymam albo spanikuje to wszystko na marne. Trochę ludzi się kręci w porcie, więc staram się wtopić w tłum. Wkładam rękę do kieszeni i naturalnym krokiem idę do celu. Mijam główne wejście z nadzieją, że strażnik mnie nie zauważy. Przeszedłem niezauważony i zostało mi tylko trzysta metrów do przejścia. Widzę Europę, serce bije jak szalone, ale wiem, że jestem blisko i nic nie powinni się stać. Dwadzieścia metrów przed statkiem widzę strażnika, który mnie już namierzył wzrokiem. Nie mogę zawrócić jestem zbyt blisko celu. Zbliża się do mnie.  Mam nadzieję, że przejdzie obok. Ponownie ogarnia mnie strach, ale wiem, że nie mogę pokazać po sobie, że coś jest nie tak. Zatrzymuje mnie ręką i pyta gdzie idę. Pewnie odpowiada i pokazuję ręką na statek Europa. Strażnik tylko kiwną głową, że wszystko w porządku. Odetchnąłem. Na pokładzie zobaczyłem Divena, który pokazuje, że mnie zaprasza na pokład. Rozmowa z kapitanem przebiega spokojnie, chociaż jestem bardzo podekscytowany całą sytuacją staram się zachować powagę i wypaść jak najlepiej.  Pyta mnie o doświadczenie i czy mam CV. Mówię, że jestem żeglarzem, ale nie miałem okazji pływać po morzu. Przychodzi kolej na CV, kapitan chce żebym mu przyniósł papiery na pokład.  To jest bardziej skomplikowane, bo nie mogę ryzykować kolejnym raz z wejściem do portu.  Mówię, że mogę wysłać elektronicznie, kapitan pokazuje, że na statku ma komputer z Internetem. Otwieram skrzynkę pocztową. Cały proces trwa wiecznie modlę się tylko żeby wszystko poszło jak należy. Następnie drukuje CV i przekazuje kapitanowi. Rozmawiamy jeszcze chwile opowiadam, że całe moje życie to woda i z tematem jestem obyty. Na koniec mi mówi, że tym razem nie ma szans, ale wraca początkiem lutego i jest duże prawdopodobieństwo pracy. Jeden chłopak ma kontuzję barku i nie wiadomo jak się spiszę.  Kilkakrotnie mnie pyta czy jestem na miejscu i czy jestem dyspozycyjny.  Nie wierzę to, co słyszę, ale wiem, że szanse są duże i cieszę się, że zaryzykowałem. Opuszczam Europę i z nadzieją wracam do hostelu, pewnie przechodzę przez bramkę i czekam cierpliwie na wiadomość od kapitana.

Moje poszukiwania trwają już prawie sześć miesięcy, wiele rzeczy się wydarzyło przez ten czas. Jestem szczęśliwy, że mogę uczestniczyć w tej podróży. Jednak zdaje sobie sprawę, że sezon się kończy i nie zostało mi dużo czasu. Daje sobie limit czasowy do 15 lutego, bo wtedy kończy mi się wiza. Zrozumiałem przez ten okres, że nawet, gdy mi się nie uda dotrzeć do celu to nic się nie stanie. Zrobiłem wszystko, co mogłem i teraz zostało mi tylko czekać. Odpuszczam, bo czasem trzeba trochę wyluzować i wtedy rzeczy same się dzieją. Zrozumiałem, że w trakcie realizacji marzeń droga jest ważniejsza od celu, przez ten okres doznałem cudownych chwil. Moja energia wzrosła, czuje się silniejszy, a wszystko to dzięki wspaniałym ludziom, których miałem możliwość poznać na swojej drodze.

Warto było iść, bo droga jest celem w samym sobie.