Wczoraj pożegnałem „Selme” polski żaglowiec, który jest pionierem w wyprawach na Antarktydę. Rok temu ustalił rekord świata w żegludze „Najdalej na Południe” dopływając do zatoki wielorybów na Morzu Rossa.

Trzy lata temu jadąc samochodem słuchałem radia, nadawana była audycja o podróżach na Antarktydę. Zaproszonym gościem był Piotr jeden z współwłaścicieli Selmy. Opowiadał, że za każdym razem jak płynie na Antarktydę to odkrywa coś nowego. Jest ona tajemnicza i zmienia się z roku na rok.  Dopływając do jej brzegów czujesz się jak odkrywca.  Bardzo mi się podobało to, co mówił i myślę, że to wtedy narodziło się moje marzenie. Zapragnąłem poznać tych ludzi. W ich głosie można było usłyszeć, że robią to z całego serca. Ich życie to pasja, której całkowicie się oddali. Dokładnie pamiętam jak Piotr w audycji radiowej opowiadał, że miał dylemat czy sprzedać drukarnie i zmienić całkowicie swoje życie. Był przed ważnym wyborem, dziś nie żałuje swojej decyzji, choć nie zawsze jest łatwo. Robi to, co kocha i żegluje we właściwym kierunku. Ten reportaż został w mojej głowie przez długi czas. Kilkakrotnie szukałem ich statku w Internecie, zachowałem w pamięci historię, ale nie pamiętałem nazwisk i nazwy statku.  Odnalazłem ich w Ushuaia, niesamowite spotkanie z Piotrem i Krzysztofem na pokładzie Selmy. Opowiedziałem im moją historię i marzeniu, że chcę popłynąć na Antarktydę. Wyposażyli mnie w sprzęt podręczny: gumiaki, rękawiczki, ciepłe skarpetki itp. Brakuje mi tylko spodni i żaglówki.

Ostatnia ich wyprawa była pod hasłem „wytrwałością zwyciężymy” gdzie było im dane zmagać się z temperaturą odczuwalną nawet do minus czterdziestu stopni. Relację i zdjęcia można zobaczyć na stronie: http://www.selmaexpeditions.com/

Każda droga wymaga wytrwałości, razem z nadzieją stanowią duet nie do zatrzymania.